Kartka z kalendarza

31 października 1938 r. urodził się Bohdan Łazuka

Bohdan Łazuka, Warszawa, 30.06.2010 r., fot. PAP/Andrzej Rybczyński
Bohdan Łazuka, Warszawa, 30.06.2010 r., fot. PAP/Andrzej Rybczyński
podpis źródła zdjęcia

Zagrał w kilkudziesięciu filmach, w tym w kultowych komediach z lat 60. i 70. Jego występy w „Nie lubię poniedziałku”, „Nie ma róży bez ognia”, „Brunet wieczorową porą” czy „Poszukiwany, poszukiwana” przeszły do historii polskiego kina i bawią do dziś. Jako piosenkarz wykonywał przeboje międzywojenne, piosenkę liryczną i współczesne gatunki rozrywkowe.

Bohdan Cezary Łazuka urodził się 31 października 1938 roku w Lublinie. Dorastał w podlubelskiej Dąbrowicy, a po wojnie przeniósł się z matką do Lublina.


W czasie nauki w siódmej klasie Szkoły Podstawowej nr 24 w Lublinie dołączył do Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Lubelskiej oraz zaczął uczęszczać na zajęcia aktorskie do Teatru Młodego Widza. Opuścił jednak to miasto i porzucił szkołę, kiedy nauka zaczęła mu kolidować z zajęciami teatralnymi.


Zapisał się wprawdzie do technikum budowlanego, ale go nie ukończył. Jako nastolatek trafił zrazu do Gdańska, a później do Katowic, gdzie pracował w sortowni węgla przy jednej z kopalń.


Brał udział w eliminacjach do grupy baletowej Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, jednak bez spodziewanego rezultatu.


Pod koniec lat 50. uczył się w Państwowej Szkole Muzycznej I st. nr 4 im. Karola Kurpińskiego w Warszawie w klasie oboju. W akademiku Dziekanka mieszkał nie tylko z kolegami z uczelni, ale także z przyszłymi aktorami z warszawskiej PWST. Za ich namową zdał do tej uczelni, gdzie z powodzeniem studiował aktorstwo dramatyczne. W 1961 roku ukończył studia aktorskie.

Powiedzieć o Bohdanie Łazuce, że jest aktorem, to za mało

Bardziej właściwe określenie to artysta estradowy. Od początku ważny był dla niego kabaret. Zaraz po studiach na warszawskiej PWST dołączył do kabaretu Szpak, w którym występowali m.in. Stefania Górska, Tadeusz Orsza, Józef Konrad, Hanka Bielicka, a potem do legendarnego Kabaretu Starszych Panów.


Do historii przeszedł wspólny występ Łazuki i Barbary Krafftówny, gdy brawurowo wykonali przebój „Przeklnę cię”.


Sławę przyniósł mu śpiew. Śpiewał nie tylko w kabarecie, występował także w programie radiowym „Podwieczorek przy mikrofonie”, a w 1963 roku na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu otrzymał pierwszą nagrodę za wykonanie piosenki „Dzisiaj, jutro, zawsze” oraz wyróżnienie za piosenki: „Cherleston” i „To było tak”. To właśnie te utwory dały mu ogromną popularność i sprawiły, że po raz pierwszy w życiu mógł się czuć jak gwiazda.

Aktor teatralny i filmowy oraz piosenkarz Bohdan Łazuka podczas I Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej. Opole, czerwiec 1963 r., fot. PAP/Ryszard Okoński
Aktor teatralny i filmowy oraz piosenkarz Bohdan Łazuka podczas I Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej. Opole, czerwiec 1963 r., fot. PAP/Ryszard Okoński

Polski Sinatra

Gdy występował w Poznaniu i Krakowie, milicja musiała kierować ruchem. W 1964 roku dwanaście razy wypełnił Salę Kongresową, co nigdy wcześniej nie udało się żadnemu artyście, poza „Mazowszem”. Z tym recitalem pojechał potem do Lublina, gdzie wystąpił w Hali Ludowej.


Dzięki popularności zdobytej w kraju zaczął występować za granicą. Jeździł wszędzie tam, gdzie jest Polonia - głównie do Stanów Zjednoczonych, Francji i Anglii, ale też do Japonii, RPA, Nowej Zelandii.


Podczas jednego z pobytów w Stanach zastąpił na scenie Franka Sinatrę. Amerykański gwiazdor miał wystąpić na wiecu w Cleveland, ale od rana był tam tak goszczony, że wieczorem ledwo siedział przy stole. Łazuka był wtedy na tej imprezie, znał go burmistrz Cleveland, który z pochodzenia był Słowakiem. Wtedy ktoś zażartował, że jest u nich akurat taki Sinatra z Polski i on może wystąpić.


Łazuka dał się namówić i ku zadowoleniu wszystkich wykonał przedwojenną piosenkę: „Bo to się zwykle tak zaczyna”. Później na pamiątkę dostał od swojego idola zdjęcie z podpisem: „To Bohdan Łazuka. All the best”.


Propozycja zaśpiewania za Sinatrę przytrafiła mu się tylko raz. Wielokrotnie za to proponowano mu, by został za granicą. Zawsze odmawiał, nigdy nie chciał wyjechać na stałe z Polski.

Wojciech Młynarski, Bohdan Łazuka, 1971 r., fot. archiwum TVP/EAST NEWS
Wojciech Młynarski, Bohdan Łazuka, 1971 r., fot. archiwum TVP/EAST NEWS

Geniusz aktorstwa

Niezwykle cenili go Stanisław Bareja, Jerzy Gruza, Kazimierz Kutz i Wojciech Młynarski.

,,

Mój tata powtarzał, że Łazuka jest geniuszem aktorstwa


- mówi Agata Młynarska.
Jacek Fedorowicz i Bohdan Łazuka w telewizyjnym programie rozrywkowym „Małżeństwo doskonale”, fot. archiwum TVP
Jacek Fedorowicz i Bohdan Łazuka w telewizyjnym programie rozrywkowym „Małżeństwo doskonale”, fot. archiwum TVP

Ten talent Bohdan wykazywał od dzieciństwa, choć nie miał w rodzinie artystów. Jego ojciec był rolnikiem, mama prowadziła dom. Rodzice rozstali się, gdy miał 3 lata. Wtedy mały Bodzio razem z mamą przeniósł się do Lublina. To właśnie mama pierwsza dostrzegła jego talenty. I zapisywała go do wszystkich możliwych kółek artystycznych: wokalnego, tanecznego, aktorskiego.


W tym był dobry, ale nauka w szkole szła mu słabo. Na tyle, że jako nastolatek porzucił edukację i wyjechał w Polskę za chlebem. Znalazł pracę na Śląsku przy sortowaniu węgla w kopalni. Cały czas jednak marzył o scenie, próbował dostać się do zespołu „Śląsk”, ale nie został przyjęty.


Wtedy przyjechał do Warszawy, dostał się do szkoły muzycznej, gdzie uczył się gry na oboju. W Warszawie zamieszkał w słynnym akademiku „Dziekanka”, w którym zaprzyjaźnił się z Marianem Kociniakiem i Andrzejem Gawrońskim, którzy studiowali na warszawskiej PWST. To oni namówili go, żeby zdawał do szkoły teatralnej.


W szkole teatralnej jego mistrzem i opiekunem był Ludwik Sempoliński, który bardzo szybko dostrzegł w nim ogromny talent. Sempoliński nie miał dzieci, traktował Łazukę jak własnego syna. Starał mu się jak najwięcej przekazać, pomagał, nawet załatwił u rektora zgodę na to, że Łazuka mógł się z nim pojawiać na różnych występach, choć w tamtych czasach studenci mieli kategoryczny zakaz grania. Ale talent i sympatia profesora to za mało. Łazuka ciężko pracował. Układał własne układy choreograficzne, obmyślał kroki i gesty, które trenował nocami na korytarzach Dziekanki, a rano prezentował je Sempolińskiemu, który je korygował.

Piotr Fronczewski i Bohdan Łazuka w filmie „Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy”, 1978 r., fot. archiwum TVP
Piotr Fronczewski i Bohdan Łazuka w filmie „Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy”, 1978 r., fot. archiwum TVP

Moda na Łazukę

Po studiach mógł grać w każdym teatrze w Polsce. Ze szkoły teatralnej wychodził z aurą gwiazdy. Nie mogło być inaczej, skoro sam mistrz Kazimierz Rudzki powtarzał, że został profesorem, żeby Łazuka mógł zostać magistrem.


Młody magister debiutował w „Zemście” Aleksandra Fredry w warszawskim Teatrze Współczesnym. Później grał w Komedii, Rozmaitościach, Kwadracie i Syrenie, gdzie dzielił garderobę z legendarnym Adolfem Dymszą.


Grywał głównie w komediach, przeważnie role drugoplanowe lub epizody. Ale za to jakie! W historii polskiego kina zostanie dzięki słynnej scenie filmu „Nie lubię poniedziałku” z 1971 roku, w której idzie wzdłuż torów tramwajowych z korbą do uruchamiania samochodu w dłoni.


Scenę wymyślił Tadeusz Chmielewski, który zwrócił się do Bohdana Łazuki przez Stanisława Bareję. Łazuka miał zagrać samego siebie. Przez chwilę się wahał, bo miał być na rauszu, poza tym granie samego siebie wcale nie jest proste, bo nie ma się dystansu. W końcu przyjął propozycję.

Aktorzy nie powinni się żenić

Wśród opinii, które krążyły o Łazuce, jedna powtarzała się szczególnie często - że ma słabość do kobiet. Pięć razy brał ślub, miał cztery żony i niezliczoną liczbę kochanek. Gdyby w tamtych czasach istniała prasa kolorowa, to z pewnością Łazuka byłby jej ulubionym bohaterem, bo nieustannie dostarczałby nowych newsów na swój temat. Ale i tak plotek na temat jego życia prywatnego krążyło mnóstwo. Niespecjalnie się nimi przejmował. Mówi, że nauczyła go tego Stanisława Perzanowska, która powtarzała:


,,

Bohdan, nigdy nie dementuj! Niech umrą nieuświadomieni.


Alkohol nie tylko dla smaku

Aktor nie ukrywa, że miał poważne problemy z alkoholem, przez co zawalił wiele spraw, zarówno zawodowych, jak i rodzinnych. Lubił życie towarzyskie, a w czasach, gdy był na szczycie, każdy chciał się z nim napić. Zdarzało się, że przez kilka dni z rzędu był widywany w knajpach.


Bywało, że przychodził pod wpływem alkoholu do radia, spóźniał się na próby lub w ogóle się na nich nie pojawiał.


Przełomem był rok 2006 roku. Łazuka został wtedy zatrzymany przez policję za jazdę pod wpływem. Badanie pokazało, że miał 1, 7 promila alkoholu we krwi. Dostał wyrok w zawieszeniu i karę grzywny. Wtedy zrozumiał, że to ostatni moment, żeby wziąć się za siebie. Od tamtej pory stara się kontrolować.

,,

Teraz mogę jedynie smakować


- mówi.
źródło: PAP, culture.pl
Pobierz aplikację  TVP POLONIA
Aplikacja mobilna TVP POLONIA - Android, iOS, AppGallery
Więcej na ten temat