15 marca w Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego odbyło się VIII Dyktando Krakowskie, które przyciągnęło miłośników języka polskiego z całego kraju. Wydarzenie to, organizowane w ramach Miesiąca Języka Ojczystego, stało się już tradycją, promującą dbałość o poprawność językową i kulturę słowa.
Dyktando rozpoczęło się o godzinie 9:30 częścią oficjalną, podczas której uczestników przywitała prof. Mirosława Mycawka z Wydziału Polonistyki UJ, autorka tegorocznego tekstu dyktanda.
Następnie, o godzinie 10:00, uczestnicy przystąpili do pisania dyktanda, które tradycyjnie obfitowało w liczne pułapki ortograficzne i interpunkcyjne.
W kategorii open 500 osób napisało tekst „Klątwa Grakchusa”
Tegoroczny tekst dyktanda nosił tytuł „Klątwa Grakchusa” i stanowił nie lada wyzwanie dla uczestników. Poniżej prezentujemy pełny tekst dyktanda:
Randolph, syn pół-Haitańczyka i pół-Polki, w okresie tużpomaturalnym opuścił Swornegacie. Przaśną checzę zamienił na obskurną, zrujnowaną, ale ze zdalaczynnym ogrzewaniem hacjendę w Chyrzynie na ziemi lubuskiej. Ożenił się z pół Chakaską, pół Kirgizką spod miasta Osz w dorzeczu Syr-darii – hodowczynią shar peiów i „pożeraczką” harlequinów.
Jego życiem rządziła przemożna żądza zgłębiania historii Europy Środkowo-Wschodniej. O Chyżanach, Hawelanach i innych (nierzadko swarzących się ze sobą) plemionach połabskich czczących Swarożyca wiedział wszystko. Odkąd odkryto ślady Hunów w dorzeczu Narwi, wyprawiał się nad jej dopływy: Rządzę i Orz. Nie zważając na parzące żegawki, żądlące smukwy i chłoszczące go chabazie i burzany, raz po raz zanurzał hebanowy kół w głąb ziemi w poszukiwaniu archaicznego żelastwa. Ból obrażeń uśmierzał quasi-żelem z warzuchy i ożanki.
Ostatnio jednak mocniej zakłuło go w sercu. Rozniósł się bowiem hyr o rychłym fetowaniu Bolesława Chrobrego i tysiąclecia/1000-lecia pierwszej polskiej koronacji. Ale hola, hola! Coś tu jest nie halo! Gorzej – to chąśba w biały dzień! Próżny kronikarzy trud. Cóż, że zdołali dowieść, iż to Popiel nasamprzód był królem i rządził w Krakowie, skoro ów król sczezł w pamięci potomnych. Czyżby dziejopisarzom nie stało akrybii? Czyżby zarzucano im szerzenie arcyfejków? A może Popiel sam sobie winien? Gdybyż - jako ten niedźwiedź w gawrze - w grodzie Grakcha siedział, toby dziś w spiżowym wcieleniu wieńczył cokół pod kościołem Mariackim.
Niestety, Popielowi zbrzydły krakowskie buchty i wpółsurowa chabanina, a także to, że niechcący karzą go, każąc wychodzić na pole. Czmychnął więc chwacki huncwot znienacka przez Hamrzysko do Gniezna, narażając swój ród nie tyle na zhańbienie, co na samounicestwienie. Nie dziwota więc, że synalek, niby takie lelum polelum, okazał się zhardziałym chacharem, ciemięzcą i skrytobójcą. Żonka też nie lepsza – kruszwicka lady Makbet od siedmiu boleści. Z jej poduszczenia ważył się uraczyć stryjów uwarzoną przez siebie parzybrodą, do której skruszył zaprzały wilczypieprz, cuchnący jak trzewia Smoka Wawelskiego. Nie poskąpił też trójniaków z pierzgą i krzyną pokrzyku, hojnie rozlewanych do sinozielonych niby-roztruchanów. Skurkowany wychodził ze skóry, by stryjom dosłownie uchylić nieba. I uchylił, a truchła niezwłocznie rzucił na żer krąpi w jeziorze Gopło.
Na znak rozsrożonej tym ekobarbarzyństwem Goplany całe hordy myszokształtnych Erynii, których przywódcą był niejaki Mściwój, dokonały wendety/vendetty, łatwo forsując mury Mysiej Wieży w Kruszwicy. Skądinąd wiadomo, że ze zstępnymi pożartego Popiela też było nie najlepiej: jeden był zepchniętym z tronu hezychastą, drugi zaś krwiożerczym megahultajem. Pożegnali się ze światem niechlubnie.
Raz w roku, bodajże w Popielec, małpka z Drzwi Gnieźnieńskich użala się nad losem protoplasty rodu, rzężąco szepcząc: „Miałeś, królu, swój rząd dusz, ostał ci się jeno kurz”. Randolph słyszał to na własne uszy i nie da sobie wmówić, że cała historia to wynik mitotwórczego bricolage’u według koncepcji Claude’a Lévi-Straussa. Natomiast co do tego, że obnaża ona blamaż Popielidów – pełna zgoda.
W kategorii „open” tytuł Krakowskiego Mistrza Ortografii 2025 zdobył Piotr Schabowski, który popełnił jedynie 9 błędów.
I Wicemistrzem Ortografii został Jarosław Jurkowski (12 błędów), a II Wicemistrzem - Marek Kiełtyka z 13 błędami.
Tekst VIII Dyktanda Krakowskiego dla kategorii juniorów
Wśród dzieci i młodzieży do 15. roku życia, którzy zmierzyli się z dyktandem o harcerzach z nowohuckiego hufca należącego do ZHP Chorągwi Krakowskiej, zwyciężyła Aleksandra Gach, myląc się jedynie 4-krotnie.
Drugie miejsce zajął Michał Cetnarowski (5 pomyłek). Ostatnie miejsce na podium przypadło Antoniemu Kasprzykowi, który popełnił dwa błędy więcej.
Pełny tekst dyktanda:
„O misiu, który przestał gwiazdorzyć”
Harcerze z nowohuckiego hufca należącego do ZHP Chorągwi Krakowskiej rozbili obóz w pobliżu Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Po sąsiedzku biwakowała młodzież z Harklowej i Murzasichla. Wspólnie postanowili na stokach Gęsiej Szyi oznaczyć stanowiska górskich roślin: chabra alpejskiego, głodka mrzygłoda, rzeżuszki alpejskiej, okrzynu, pszonaka i ostróżki tatrzańskiej. Tuż przed wyprawą harcerze, wpółsiedząc w półkolu, wysłuchali przestróg druha Zachariasza:
- „Pamiętajcie, nie chcę widzieć żadnych czółenek marki Versace czy klapek od Gucciego. Wszyscy muszą założyć porządne obuwie z usztywnioną cholewką”.
Niestety, świeżo przyjęta do drużyny Żaneta nie skorzystała z instruktażu, gdyż zmorzona całonocną wartą przysnęła. W drodze na Rusinową Polanę harcerze zrobili półgodzinny postój na jednej z śródgórskich hal. Przechodzący obok nich około trzyipółletni chłopczyk wyrzucił niedojedzonego snickersa do przepływającej nieopodal strużki.
Wtem do uszu znużonych marszrutą harcerzy dotarł jakiś chrobot i coś jakby rzężenie. Spomiędzy krzewów wawrzynka i płożącej bażyny wychynął znienacka ciemnobrunatny niedźwiedź, który szponiastą łapą w mig chapsnął resztki batona. Wszyscy rozpierzchli się w popłochu. Nikt nie zgrywał chojraka.
Za to nieszczęsna Żaneta pogubiła rzemykowe sandały i byłaby bieda, gdyby nie psi megabohater, chyży border collie, który właśnie z juhasami zaganiał owce do koszaru. Krzyki przerażonych turystów wziął za hasło do zabawy i pędząc w zawrotnym tempie, aportował zguby. Niezrażeni zatrważającą przygodą piechurzy wspięli się na szczyt. Spojrzawszy w lewo, ujrzeli Murań, Hawrań i Szalony Wierch, którego nazwę uznali za najlepszą puentę tej wyprawy.
Dyktando Krakowskie to nie tylko konkurs
Dyktando Krakowskie to nie tylko konkurs, ale przede wszystkim święto języka polskiego. Uczestnicy mają okazję sprawdzić swoje umiejętności, a także pogłębić wiedzę na temat poprawnej polszczyzny.
Wydarzenie promuje dbałość o język ojczysty i zachęca do jego pielęgnowania na co dzień.
Dzięki takim inicjatywom jak ta, możemy wspólnie dbać o naszą mowę i przekazywać jej piękno kolejnym pokoleniom.