Przez te 37 dni wojny moi uczniowie doświadczyli tyle, ile inni ludzie nie widzieli przez całe swoje życie - mówi w rozmowie z PAP Waleria, 32-letnia nauczycielka z Kijowa, wychowawczyni klasy maturalnej. Tylko troje z 25 uczniów z mojej klasy pozostało w Kijowie, ale wszyscy utrzymujemy ze sobą kontakt - dodaje.
,,Ktoś w ostatniej chwili zdążył ukryć się przed rosyjskim bombardowaniem, w wyniku którego jego rodzina została pozbawiona dachu nad głową. Ktoś widział ciała zabitych ludzi w samochodach, które ostrzelali rosyjscy okupanci. Ktoś na stojąco jechał w ciemnym pociągu przez prawie dobę, by dostać się do bezpiecznego miejsca. Takich historii jest wiele
- nauczycielka relacjonuje przeżycia swoich uczniów.
,,Tego dnia jak zawsze miałam iść do szkoły, by wraz z uczniami spotkać się z fotografem i omówić sprawy związane z sesją zdjęciową. Do końca lutego mieliśmy też wybrać kolor wstęgi dla naszej klasy (tradycyjne szarfy z oznaczeniem rocznika, zakładane przez licealistów przy uroczystych okazjach - PAP). W marcu miałam załatwić w kuratorium ostatnie formalności związane z maturą. Wszystkie te plany pokrzyżowała wojna
- opowiada kijowska nauczycielka.
Dodaje, że maturzyści nie kryją jednak żalu, jak niefortunnie ułożyły się ich szkolne lata: dobrze pamiętają wydarzenia z 2013 i 2014 roku, rewolucję godności i początek wojny (ktoś stracił tatę, ktoś uciekł z Donbasu do Kijowa), zaliczyli też pandemię i związane z nią lockdowny, a na zakończenie ich edukacji rozpoczęła się rosyjska inwazja na pełną skalę.
Ale teraz moi uczniowie odliczają już dni do zwycięstwa Ukrainy i naszego spotkania, na które wszyscy bardzo czekamy - zaznacza Waleria.